Dzisiaj nieco opóźniony, urodzinowy post. Jestem bardzo wdzięczna moim znajomym- Asi i Piotrkowi, że postanowili mnie odwiedzić i byli w tym dniu razem ze mną . Nie ma to jak starzy, dobrzy znajomi .
Moje tegoroczne urodziny postanowiłam spędzić aktywnie. Wybraliśmy się na szlak El Caminito Del Rey - Droga Króla. Szlak ten był uważany za jeden z najbardziej niebezpiecznych szlaków nie tylko w Europie, ale i na świecie ! Z biegiem lat, trasa uległa zniszczeniu i coraz trudniej było ją pokonać. Z powodu kilku wypadków śmiertelnych szlak został zamknięty. Na szczęście w 2015 roku, po odnowieniu, szlak został ponownie udostępniony dla turystów. Liczy on 7,7 km długości. Zajęło nam nieco ponad godzinę, aby go pokonać. Trasa jest dosyć prosta do przejścia. Największym wyzwaniem było przejście " szklanego mostu", który znajduje się praktycznie na samym końcu trasy. Pod wpływem silnego wiatru, bardzo się chwiał, co wzbudzało sporo emocji. Na koniec wszyscy razem stwierdziliśmy, że na początku i na końcu trasy widoki zapierają dech w piersiach, jednak po środku było dosyć nudno... Mimo wszystko, było warto :) Jest to ciekawe doświadczenie, bo jednak Andaluzja to nie tylko plaże, słońce i drinki.
Tak jak napisałam już wcześniej, urodziny w tym roku spędziłam aktywnie, wycieczka ta zajęła Nam cały dzień i byliśmy naprawdę wykończeni, obyło się bez imprezy i alkoholu. Są tacy, dla których jest to niewyobrażalne, ja jednak w ogóle nad tym nie ubolewam. Z czasem, te dwa ostatnie przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie. Zdecydowanie wolę być produktywna w ciągu dnia, niżeli walczyć z kacem.
Zabrakło jednak tortu urodzinowego, który odbiłam sobie tydzień później i odbiję jeszcze za tydzień :D
Ogólnie tegoroczne urodziny celebruję co weekend. Każde z kim innym i w inny sposób. Życie na walizkach... Ciężko jest zebrać wszystkie, najważniejsze osoby razem.
El Caminito Del Rey- miejsce, gdzie na spacer musisz założyć kask.
Nie ma to jak świeżo wyciskany sok z pomarańczy po męczącej wędrówce.
Widok z balkonu na drugi dzień.
Nie mogło zabraknąć bezglutenowych, urodzinowych kapkejków .
Muszę dodać, że ze względu na pogodę, nigdy nie lubiłam listopada . Zawsze marzyłam o urodzinach na świeżym powietrzu, ale na zewnątrz było zimno, szaro, buro, byle jak. W Hiszpanii jednak w końcu mogłam zdmuchnąć świeczki w pięknym, zielonym, ogrodzie z kwiatami. To cudowne uczucie, kiedy jest prawie koniec listopada, a Ty wciąż możesz wyjść na zewnątrz bez zimowej kurtki, rozkoszować się promieniami słońca i cudownym zapachem kwitnących : pomarańczy, cytryn, limonek i grejpfrutów.
Ps. Z tego miejsca chciałabym jeszcze raz życzyć WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO dla Kingi, to właśnie w jej pięknym ogrodzie mogłyśmy wspólnie świętować :)